środa, 17 lipca 2013

Dziewiąty dzień warsztatów

Unik.  Uff, udało się.  Poduszka przelatuje ze świstem tuż nad moją głową. Podnoszę ją i kładę na krześle.   Mam nadzieję, że moje ruchy wyglądają naturalnie. Nie słyszę uwag z widowni, więc chyba jest dobrze.  Skup się – mówię do siebie i pochylam się mocno w lewo, znowu broniąc się przed powietrzną szarżą poduszki.  Przebiegam  kilka metrów, zatrzymując się w dokładnie określonym miejscu.  Minę mam pewnie nietęgą, ponieważ od tego momentu nie mam pojęcia, co dalej. 


W którą iść stronę?  Spoglądam wymownie na Anię – dziewczyna, z którą gram zauważa moją niemą prośbę i kiwa lekko głową w prawo.  Jeszcze kilka prób i powinienem pamiętać cały układ.  Przynajmniej mam taką nadzieję.  I tak jest świetnie.  Możliwość uczestnictwa w finałowym pokazie znaczy dla mnie bardzo dużo.  Plask! Poduszka uderza mnie w twarz. Muszę popracować nad skupieniem się na roli.

Maciek

Ekran, lampa cieniowa, tekturowe lalki co w tych przedmiotach może być  tak interesującego.  A jednak z tych prostych rzeczy można stworzyć coś wspaniałego.  Siedząc na scenie mogłam poczuć się jak aktorka. Czułam jakbym odgrywała ważną rolę chociaż tylko przykładałam litery do lampy tak aby Ola mogła je połknąć.  Praca nad etiudą nie jest łatwa.  Jednak kiedy będzie już całkowicie przygotowana uzyskamy niesamowity efekt.

Patrycja

"Raz dwa. Raz dwa. Weź się w garść i do przodu."- mówię to sobie w myślach i podnoszę głowę. Ustawiam ją bokiem do ekranu cieniowego i patrzę na swoją rękę. Dotykam swojego nosa.  Następnie schodzę niżej.  Napotykam czoło, policzki i wargi. Wszystko moje.  Powoli wstaję, unoszę się do przodu niczym paw i udaję że wypluwam słowa.  Nagle rozlega się głos pani Magdy i zapalają się światła. Koniec próby. Schodzę z małej sceny i pytam jak mi poszło. Dopiero teraz wymyśliliśmy coś co wystawią  "dziennikarze" podczas pokazu finałowego. Gram samą siebie. Słucham uwag instruktorki i wracam za ekran. Kładę się na ziemi, a przede mną jest prowizoryczny płód człowieka. Podpieram się i przygotowuję dłoń, zginam palce i wyciągam ją do przodu.  Rozpościeram palce.  



Na ekran wkracza powoli profil mojej twarzy. Powtarzam te same czynności wielokrotnie.  Schodzę wreszcie ze sceny. Grupa milczy.  W mojej głowie pojawiają się myśli: Czy wszystko poszło okej ? Może jeszcze trawią, to co zobaczyli ?  A może im się to nie podobało? Nagle grupa się uśmiecha.   Mówią, że wszystko się udało. Teraz muszę zapamiętać każdy krok i ruch który wykonałam. I czeka mnie jeszcze jedno zadanie. Trudniejsze od wszystkich innych. Czeka mnie walka z lękiem przed byciem na  scenie... 

Ola

Tektura, nożyczki, lampa, kawałek materiału. To elementy potrzebne do stworzenia Teatru cieni.  Szczerze mówiąc każdy może tego spróbować.  Nie potrzeba, ani wielu rekwizytów, ani pracy, by powstało coś niesamowitego.  My (dziennikarze) także postanowiliśmy coś zrobić.  Nasza krótka, ale efektowna etiuda ma rozpoczynać pokazy finałowe.  


W ciągu dosłownie kilku minut pokazujemy jak płód dorasta i staje się nastolatką.  W taki sposób poprzez metaforę chcemy pokazać nie tylko kiełkowanie Teatru , ale i naszego przedstawienia.  Które od małych kroków przeistocza się w coś, co robi ogromne wrażenie.   Wykorzystujemy cień.  Oddalając się i przybliżając do światła, zwiększamy lub zmniejszamy rzucane na ekran obrazy.  Tworzyć postacie, przedmioty. Tu nie ma ograniczeń... wszystko zależy od naszej wyobraźni.

Natalia

Płody, płody, płody... Wrzucam je do wody... Brzmi jak opis makabrycznego horroru, klasy B? Nic bardziej mylnego... Jest to kwintesencja naszej etiudy... Etiudy grupy dziennikarsko - promocyjnej!
Nic tu nie jest przypadkowe. Wszystko ma sens. Choćby ukryty. Zestawienie rozwoju człowieka i konstelacji liter nie jest losowe. Nawet wody płodowe i ocean, w którym żyje ogromny wieloryb, posiadają wspólny mianownik... 
   


Atmosferę podgrzewają lampki. Od ich światła zależy końcowy efekt naszej pracy. Jesteśmy zależni od nich, niczym jaskiniowiec od ognia.
Wypluwanie słów. Wyrzucanie ich na zewnątrz. Są to czynności, które powinien posiąść każdy aktor, dziennikarz, CZŁOWIEK.  Szczególnie ten, który żyje z lania wody.

Karolina

To ciągle opada, nie trzyma się. Jest nie stabilne. Te słowa powtarzałam dzisiaj kilka razy. Kiedy chciałam operować wielorybem. Zrobionym ze zwykłej kartki papieru, przyczepionej poziomo do długiego białego kijka. Będąc za ekranem ustawionym na brzegu sceny byłam zadowolona, że to właśnie ja animuję wielką rybą. Lecz niestety ta radość nie trwała długo.  







Myślałam że to proste.  Byłam w błędzie. Wieloryb nie chciał się poruszać, tak jak  nim operowałam. Co chwila kartka zaginała się w dół. Było mi co ciężko ale myślę, że po pewnym czasie ogromna ryba powoli zaczęła się mnie słuchać.  Stała się częścią mnie, a ja częścią niej.  W końcu przestała opadać.  Jestem rybą, a ryba jest mną.

Ada

Od cienia nie uciekniesz.  Kiedy wszyscy odejdą, zawsze pozostanie jeszcze on.  Krok w krok, i tak przez całe życie.  Tak więc czy nie powinnam wiedzieć, że spotkanie z nim będzie nieuniknione?

A jednak zmierzyć się z nim nie było łatwym zadaniem.  Oswajanie cienia, ugłaskanie go, zbudowanie z nim relacji.  To trudne, kiedy stoisz na scenie, tylko ty, słabe światło i biała, jakby obojętna płachta przed tobą.  Kiedy dłonie, które miały być precyzyjne i dokładne zaczynają drżeć.  Cień faluje.  Nie tak, znowu nie tak!  Denerwuję się.  Scena nie jest miejscem dla mnie.  Gubię się tu.  Niepewnie stawiam kroki.  Moja sylwetka rośnie, zamiast maleć, ręce wykręcają się nie w tym kierunku.  Za żadne skarby nie mogą przyjąć pożądanego kształtu.   Stoję na środku zagubiona, niezgrabna.  Nie mam kontroli nad własnym ciałem.  To nieprzyjemne uczucie.  Własny cień jakby śmiał się ze mnie.  Poczekaj ty Brutusie, aż zgaszą światło.  Poczekaj tylko!

Asia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz