Unik. Uff, udało
się. Poduszka przelatuje ze świstem tuż
nad moją głową. Podnoszę ją i kładę na krześle. Mam nadzieję, że moje ruchy wyglądają
naturalnie. Nie słyszę uwag z widowni, więc chyba jest dobrze. Skup się – mówię do siebie i pochylam się
mocno w lewo, znowu broniąc się przed powietrzną szarżą poduszki. Przebiegam
kilka metrów, zatrzymując się w dokładnie określonym miejscu. Minę mam pewnie nietęgą, ponieważ od tego
momentu nie mam pojęcia, co dalej.
W którą iść stronę? Spoglądam wymownie na Anię – dziewczyna, z
którą gram zauważa moją niemą prośbę i kiwa lekko głową w prawo. Jeszcze kilka prób i powinienem pamiętać cały
układ. Przynajmniej mam taką
nadzieję. I tak jest świetnie. Możliwość uczestnictwa w finałowym pokazie
znaczy dla mnie bardzo dużo. Plask!
Poduszka uderza mnie w twarz. Muszę popracować nad skupieniem się na roli.
Maciek
Ekran, lampa cieniowa, tekturowe lalki co w
tych przedmiotach może być tak interesującego. A jednak z tych
prostych rzeczy można stworzyć coś wspaniałego.
Siedząc na scenie mogłam poczuć się jak aktorka. Czułam jakbym odgrywała
ważną rolę chociaż tylko przykładałam litery do lampy tak aby Ola mogła je
połknąć. Praca nad etiudą nie jest łatwa. Jednak kiedy będzie już
całkowicie przygotowana uzyskamy niesamowity efekt.
Patrycja
"Raz
dwa. Raz dwa. Weź się w garść i do przodu."- mówię to sobie w myślach i
podnoszę głowę. Ustawiam ją bokiem do ekranu cieniowego i patrzę na swoją rękę.
Dotykam swojego nosa. Następnie schodzę
niżej. Napotykam czoło, policzki i
wargi. Wszystko moje. Powoli wstaję,
unoszę się do przodu niczym paw i udaję że wypluwam słowa. Nagle rozlega się głos pani Magdy i zapalają
się światła. Koniec próby. Schodzę z małej sceny i pytam jak mi poszło. Dopiero
teraz wymyśliliśmy coś co wystawią
"dziennikarze" podczas pokazu finałowego. Gram samą siebie.
Słucham uwag instruktorki i wracam za ekran. Kładę się na ziemi, a przede mną
jest prowizoryczny płód człowieka. Podpieram się i przygotowuję dłoń, zginam
palce i wyciągam ją do przodu.
Rozpościeram palce.
Na ekran
wkracza powoli profil mojej twarzy. Powtarzam te same czynności
wielokrotnie. Schodzę wreszcie ze sceny.
Grupa milczy. W mojej głowie pojawiają
się myśli: Czy wszystko poszło okej ? Może jeszcze trawią,
to co zobaczyli ? A może im się to nie podobało? Nagle
grupa się uśmiecha. Mówią, że wszystko
się udało. Teraz muszę zapamiętać każdy krok i ruch który wykonałam. I czeka
mnie jeszcze jedno zadanie. Trudniejsze od wszystkich innych. Czeka mnie walka
z lękiem przed byciem na scenie...
Tektura,
nożyczki, lampa, kawałek materiału. To elementy potrzebne do stworzenia Teatru
cieni. Szczerze mówiąc każdy może tego spróbować. Nie potrzeba, ani
wielu rekwizytów, ani pracy, by powstało coś niesamowitego. My
(dziennikarze) także postanowiliśmy coś zrobić. Nasza krótka, ale
efektowna etiuda ma rozpoczynać pokazy finałowe.
W ciągu dosłownie kilku
minut pokazujemy jak płód dorasta i staje się nastolatką. W taki sposób
poprzez metaforę chcemy pokazać nie tylko kiełkowanie Teatru , ale i naszego
przedstawienia. Które od małych kroków
przeistocza się w coś, co robi ogromne wrażenie. Wykorzystujemy
cień. Oddalając się i przybliżając do
światła, zwiększamy lub zmniejszamy rzucane na ekran obrazy. Tworzyć
postacie, przedmioty. Tu nie ma ograniczeń... wszystko zależy od naszej
wyobraźni.
Natalia
Płody, płody, płody... Wrzucam je do wody... Brzmi jak opis
makabrycznego horroru, klasy B? Nic bardziej mylnego... Jest to kwintesencja
naszej etiudy... Etiudy grupy dziennikarsko - promocyjnej!
Nic tu nie jest przypadkowe. Wszystko ma sens. Choćby
ukryty. Zestawienie rozwoju człowieka i konstelacji liter nie jest losowe.
Nawet wody płodowe i ocean, w którym żyje ogromny wieloryb, posiadają wspólny
mianownik...
Atmosferę podgrzewają lampki. Od ich światła zależy
końcowy efekt naszej pracy. Jesteśmy zależni od nich, niczym jaskiniowiec od
ognia.
Wypluwanie słów. Wyrzucanie ich na zewnątrz. Są to
czynności, które powinien posiąść każdy aktor, dziennikarz, CZŁOWIEK. Szczególnie ten, który żyje z lania wody.
Karolina
To ciągle opada, nie
trzyma się. Jest nie stabilne. Te słowa powtarzałam dzisiaj kilka razy.
Kiedy chciałam operować wielorybem. Zrobionym ze zwykłej kartki papieru,
przyczepionej poziomo do długiego białego kijka. Będąc za ekranem ustawionym na
brzegu sceny byłam zadowolona, że to właśnie ja animuję wielką rybą. Lecz
niestety ta radość nie trwała długo.
Myślałam że to proste. Byłam w
błędzie. Wieloryb nie chciał się
poruszać, tak jak nim operowałam. Co
chwila kartka zaginała się w dół. Było mi co ciężko ale myślę, że po pewnym
czasie ogromna ryba powoli
zaczęła się mnie słuchać. Stała się częścią mnie, a ja częścią niej. W końcu przestała opadać. Jestem rybą, a ryba jest mną.
Ada
Od cienia nie uciekniesz. Kiedy wszyscy odejdą, zawsze pozostanie
jeszcze on. Krok w krok, i tak przez
całe życie. Tak więc czy nie powinnam
wiedzieć, że spotkanie z nim będzie nieuniknione?
A jednak zmierzyć się z nim nie
było łatwym zadaniem. Oswajanie cienia,
ugłaskanie go, zbudowanie z nim relacji.
To trudne, kiedy stoisz na scenie, tylko ty, słabe światło i biała,
jakby obojętna płachta przed tobą. Kiedy
dłonie, które miały być precyzyjne i dokładne zaczynają drżeć. Cień faluje.
Nie tak, znowu nie tak! Denerwuję
się. Scena nie jest miejscem dla
mnie. Gubię się tu. Niepewnie stawiam kroki. Moja sylwetka rośnie, zamiast maleć, ręce
wykręcają się nie w tym kierunku. Za
żadne skarby nie mogą przyjąć pożądanego kształtu. Stoję na środku zagubiona, niezgrabna. Nie mam kontroli nad własnym ciałem. To nieprzyjemne uczucie. Własny cień jakby śmiał się ze mnie. Poczekaj ty Brutusie, aż zgaszą światło. Poczekaj tylko!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz