niedziela, 14 lipca 2013

Szósty dzień warsztatów

Nigdy jeszcze nie wchodziłam po tak ciemnych i ciasnych schodach.  Od razu przychodzi mi na myśl stary, przerażający zamek.  Czułam się, jak księżniczka zmierzająca do miejsca swego przeznaczenia.  Tu w zamkniętej komnacie oczekiwać będę na swego księcia z bajki.  Wąskie schody szybko odzierają mnie z sennych uniesień.  Odzywają się lęki, te związane z klaustrofobią. 





Ciemność i ciasnota sprawiają, że oddech staje się płytszy.  Zaczynam gwałtownie nabierać powietrza.  Jednak wiem, że nie mogę spanikować.  Zakamarki Teatru przemierzamy w grupie.  Moja histeria wywołałaby zapewne ogromne zamieszanie.  Tłumię lęki w sobie.  I duma mnie rozpiera, bo przeszłam przez cały szlak krętych, wąskich schodów.  Teraz wiem, że kroczyłam ścieżką tajemnicy, której jeszcze nikt nie odkrył.  

Patrycja

Mijam Marszałka.  Patrzy na mnie spod krzaczastych brwi, jakby się nad czymś zastanawiał.  Kiwam mu głową, jak zawsze zresztą.  Chwilę potem zostawiam go z jego myślami i wyruszam eksplorować zakamarki Teatru.  Chodząc po zakurzonych korytarzach, kieszeni scenicznej zauważam ślady po ludziach, którzy tu kiedyś pracowali.  Kubki.  Zaznaczone na kurzu palce.





 Ich właściciele pozostawili po sobie swoiste wizytówki, odciski własnego wkładu w życie Teatru. Teatru, który mimo wielu przeszkód wciąż funkcjonuje i skupia ludzi różnych specjalności i zamiłowań. Cieszę się, bo teraz i ja jestem jednym z tych ludzi. Wracając z wędrówki, przelotnie patrzę na Marszałka. Czyżby się uśmiechnął?

Maciek

Kurz. Szary, pełny roztoczy, będący wszędzie.  Lecz istnieje miejsce, gdzie jest go najwięcej.  Wchodzi się tam małymi, wąskimi schodkami.  Bez latarki i uważnego wzroku nie da się tam przeżyć sekundy. Niskie strop daje o sobie przypominać na każdym kroku. Gdzie jesteśmy ? Wyobraź sobie.   Pomieszczenie jest malutkie, ledwo tam się zmieści pięcioosobowa grupa. Z każdym oddechem powietrze staje się cięższe. Słyszysz głośne stuknięcie, odruchowo się odwracasz i świecisz latarką w owym kierunku... Pusto, kolejne stuknięcie. Nagle przypominasz sobie ostatni horror który oglądałeś, ogarnia cię panika. Nagle ktoś zapala światło. Zaczynasz krzyczeć, lecz po chwili przestajesz.




Unosisz brwi i widzisz osobę ci znaną, która pracuje w owym Teatrze. Uspokaja cię a ty się dowiadujesz gdzie jesteś... Orkiestrówka do dobre miejsce na schowanie się przed światem. Jest kameralna, gdzieś w kącie stoi wielki bęben, podłoga jest wyściełana jakimś materiałem. Te stukoty, które słyszałeś to kroki aktorów, jesteś dokładnie pod sceną. Twój towarzysz opowiada ci o tym miejscu. Zadowolony, lecz jeszcze w szoku wchodzisz po schodach na górę i udajesz się w to miejsce, które znasz i uwielbiasz.  

Ola

Znasz ten stan?  Kiedy wargi ci mrowią, dłonie drżą, a gardło masz ściśnięte, niezdolne do wypowiedzenia choćby słowa.  I jeszcze, po prostu, kiedy szybciej bije ci serce.





Tak się czuję, kiedy znajduję się w Teatrze.  Kiedy, wysoko na balkonie, siadam w ostatnim rzędzie, w fotelu z samego brzegu, tym, który zawsze jest opuszczony, jakby zapraszał, by na nim usiąść.  Jakby czekał właśnie na mnie.  Uwielbiam to miejsce.  To uczucie, kiedy patrzę z góry na scenę i po prostu obserwuję, chłonąc wszystkie jej szczegóły, powoli odkrywając tajemnice.




Kiedy wyciszam się i relaksuje.  Podglądam próby grupy tanecznej i etiudy aktorów, śmieję się z ich żartów, słucham opowieści, nagradzam brawami po dobrze wykonanym zadaniu.  I czekam, aż wszyscy wyjdą na przerwę, a muzyka zamilknie.  Wsłuchuję się wtedy w ciszę, wdycham zastygłe powietrze, obserwuję osiadły po kątach kurz.  Zamykam oczy i czuję to miejsce całym sercem, całą duszą.  Trwam w bezruchu, ciesząc się chwilą, magią Teatru i niezwykłą wygodą fotela.

Niesamowite, jak szybko się można zakochać.

Joanna

Wielka kieszeń. Kieszeń nazywana scenograficzą. Jest ona dużym pomieszczeniem,choć wydaje się,że kieszeń powinna być mała.Wchodząc do niej w ciemności widzieliśmy tylko pustkę i zarysy olbrzymich elementów,które ukazały się nam tuż po tym jak znaleźliśmy światło.Co to za olbrzymy pomyślałam,bo wszystko było jakby powiększone.





Ogromne sztuczne choinki stojące obok wielkich niby ścian.Zupełnie niepasujące do siebie rzeczy.Stara kanapa w brązowe kremowe pasy i kolumna rzymska o surowych rysach.Czy mają ze sobą coś wspólnego?Chyba jedynie to,że znajdują się w tym samym pomieszczeniu i właśnie ,dlatego urzekło mnie to miejsce.Miejsce w którym zupełnie różne rzeczy stoją obok siebie.Z takimi właśnie meblami i rekwizytami jest jak z nami ludźmi .Ludzie ,którzy pozornie do siebie nie pasują ,łączą się na przekór innym i są właśnie takimi sprzecznościami jak kieszeń ,która jest duża.

Natalia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz